Dlaczego ecommerce nie może sobie pozwolić na wysokie stany magazynowe

Choć bardzo mu zależy na wysokiej dostępności towaru? Nie może sobie na to pozwolić, gdyż go na to po prostu nie stać. A dlaczego? To nie jest nieudolność, to specyfika środowiska e-commerce, w którym działa. Jaka to specyfika?

Klienci kupują „szeroko”.

Poza promocjami trudno przewidzieć, co akurat kupią. Trudniej niż w tradycyjnym handlu sterować klientem, przez co nie da się przewidzieć, co kupi. Także wrażliwość klientów na promocje jest duża, większa niż w handlu tradycyjnym, ale też ta wrażliwość nie jest przewidywalna, więc nie wiadomo, ile trzeba zgromadzić towaru. Zapas musi się do tego dopasować, przez elastyczny i skalowalny fulfillment, zdolny do szybkiego dostarczenia nieoczekiwanie dużej ilości towaru. Ten fulfillment musi być elastyczny tak po stronie dostaw, jak i obsłużenia ostatniej mili czyli dowiezienia paczki do klienta końcowego. A to kosztuje, więc firmy zastępują zapas elastycznym fulfillmentem.

Wojna cenowa.

W Internecie bardzo liczy się cena sprzedaży. Wojna cenowa drenuje marże, nie da się więc zakumulować kapitału, aby sfinansować zapas. A jeśli już pojawi się jakiś zysk, natychmiast zostanie wydany na marketing czyli na pozyskanie klienta.

Wysoki (i powtarzalny) koszt pozyskania klienta.

Model sprzedaży e-commerce wcale nie jest tani w porównaniu do tradycyjnych kanałów sprzedaży. Wprawdzie koszty operacyjne są tu niższe niż w tradycyjnym detalu, ale za to bardzo kosztowne jest pozyskiwanie klientów. Trzeba na to wydawać duże pieniądze, na przykład w postaci reklamy internetowej. W dodatku trzeba wydawać cały czas, ze względu na niską lojalność klienta.

W Internecie jest niska lojalność klienta.

Tu łatwo zmienić sklep, w którym się kupuje, wystarczy, że będzie tam taniej, szybciej czy dotychczasowy sklep popełni jakiś błąd. Niska lojalność oznacza, że koszt pozyskania klienta trzeba ponieść praktycznie za każdym razem.

Dla e-commerce charakterystyczna jest niska konwersja.

W tradycyjnym handlu 20% to mało, w e-commerce 2% to już dużo. Nie dość więc, że pozyskanie klienta jest kosztowne, w dodatku trzeba wydawać cały czas, to w dodatku większość tych pieniędzy (znacznie więcej niż w handlu tradycyjnym) jest stracona na klientów, którzy wcale nie chcą nic kupić, a tylko np. się pomylili czy poszukują informacji.

W Internecie bardzo kosztowna jest logistyka.

Szczególnie logistyka „ostatniej mili”. W tradycyjnym handlu koszt fulfillment pokrywa klient końcowy, choć na ogół wcale nie zdaje sobie z tego sprawy. Sam przecież przychodzi do sklepu (najczęściej ściąga go bliskość, renoma czy asortyment). Następnie sam wybiera towar, sam go niesie do kasy, w końcu zabiera towar ze sobą na swój koszt. E-commerce ten koszt ujawnił, a klient bardzo niechętnie go teraz pokrywa (choć wcześniej to robił, i to w znacznie wyższej kwocie). Standardem jest oferowanie darmowej dostawy powyżej pewnej kwoty zakupu, a to koszt, którego tradycyjny detal w ogóle nie uwzględniał.

Szukasz usługi fulfillment dla swojego eCommerce?

Skontaktuj się z nami i powierz obsługę zamówień eCommerce specjalistom.

Kosztowny fulfillment.

Logistyka, czyli jak mówią w e-commerce fulfillment jest w Internecie droższa niż w tradycyjnym handlu. W e-commerce to może być nawet 30% marży, po pokryciu kosztu pozyskania rozproszonego towaru (cena z niski stan magazynowy), darmowej (często) dostawy, a potem po pokryciu kosztu obróbki zwrotów (które nie mając wyboru musi akceptować).

Nieustanne zmiany.

W tradycyjnym handlu sklepy się modernizuje co 4-5 lat. W e-commerce proces ten jest nieustanny, tak duża jest dynamika zmian w otoczeniu. To wciąż młody biznes, który nieustannie ewoluuje. Dlatego e-sklepy muszą wciąż inwestować, rozwijać się, ewoluować. Inaczej inni ich wyprzedzą.

Co to wszystko oznacza?

Że logistyka e-commerce, często nazywana fulfillment dla e-commerce musi być tania. Bez środków na zbudowanie kosztownego zapasu na szerokim asortymencie alternatywą jest elastyczny fulfillment, dostarczający towar bezpośrednio od dostawców (model drop shipping) lub stosując zaawansowany fulfillment w modelu cross-docking dla e-commerce, gdzie łączy się towar od dostawców z towarem posiadanym w magazynie. To możliwe, ale taka logistyka przeważnie jest droga, tylko w nieuświadomiony dla firmy sposób (mało kto liczy wszystkie koszty, najczęściej nawet nie jest ich świadomy). W efekcie to zamiana „siekierki na kijek”, drogiego zapasu na drogi fulfillment. 

Sklepy e-commerce zdają sobie sprawę z tego kosztu często gdy jest już za późno, to znaczy gdy zaczyna im brakować pieniędzy dla pracowników i dostawców. Zanim więc będzie za późno, lepiej poszukać kogoś, kto policzy faktyczne koszty fulfillment i doradzi, jak można oszczędzić. 

Szczególnie przy większej skali działania tania logistyka wymaga specjalistycznej infrastruktury, na którą mało który e-sklep może sobie pozwolić, a jeszcze mniej potrafi profesjonalnie wykorzystać. Wymaga to też logistyki przygotowanej na gwałtowne wzrosty obciążenia wysyłkami, sezonowo czy przy okazji udanej promocji. Brak takiej infrastruktury oznacza rozczarowanie klientów, którzy nie otrzymali swoich zamówień wcale, otrzymali je z opóźnieniem lub otrzymali zupełnie co innego niż zamówili.

Czego więc szukać u dostawcy usługi magazynowej dla sklepów e-commerce? Jeśli już e-sklep zdecyduje się na to rozwiązanie, a przynajmniej je rozważa?

Elastyczności (żeby potrafił rosnąć wraz ze wzrostem sprzedaży i skali operacji).

Najlepiej sprawdzi się partner, który ma do czynienia zarówno z bardzo małymi, jak i dużymi klientami. Tylko taki rozumie problemy obu modeli, tak jak i potrafi rosnąć, a niektóre e-sklepy rosną bardzo szybko.

Nadmiarowości (półek, pracowników, miejsca na rampie).

Immanentną cechą e-handlu są piki sprzedaży. Czasem to sezonowość, czasem udana promocja. Sprzedaż potrafi wtedy wzrosnąć kilka razy, czego nie przygotowany do tego magazyn usługowy nie przerobi. Tu potrzeba wiele miejsca, tak na regałach, jak i na rampie, dużo pracowników, których można szybko zmobilizować (nie będzie czasu na szkolenie od zera), potrzeba też będzie wiele infrastruktury technicznej jak wózki widłowe. 

Integracji systemowej z własnym systemem sprzedażowym.

Wydaje się to już standardem, ale wcale jeszcze takim nie jest. Chodzi o integrację wszystkich operacji, jak i możliwość śledzenia operacji, czego oczekuje obecnie klient końcowy.  Tak zamówienia, jak i listy przewozowe powinny być przetwarzane automatycznie, inaczej będzie wprawdzie działało, ale wcale nie będzie efektywnie czyli tanio.

Integracji ze wszystkimi kurierami.

Klienci lubią wybór, nawet jeśli z niego nie korzystają. To nic, że 90% wysyłek realizuje jeden kurier, jeśli inni nie będą podpięci, sprzedaż spadnie. 

Edyta Pogorzelska